za uszami za uszami
619
BLOG

Rolex, Beatlesi i George Martin - czytaj od tyłu

za uszami za uszami Kultura Obserwuj notkę 44

Nie sądziłem, że napiszę dziś jeszcze jedną notkę, ale widać taka moja karma.

Tak się składa, że tylko co przywołałem w moim ostatnim wpisie przykład zmarłego w tym roku G. Martina, znanego m.innymi jako realizator wszystkich płyt zespołu The Bealtes. Piszę m.innymi, bo z nimi pracował dość krótko, bo tylko 8 lat, a potem cały czas był aktywny w branży, nagrał mnóstwo innych zespołów, zbudował 3 prywatne studia, z których najsłynniejsze zniszczył huragan

http://www.airstudios.com/about-us/history/air-montserrat/

ale zanim stało się nieszczęście, nagrywała tam cała czołówka światowa. Odszedł w tym roku i właśnie obejrzałem sobie 2 czy 3 dni temu film dokumentalny poświęcony tej postaci, więc jestem o wiele "mądrzejszy".

Dlaczego o tym piszę? Ano dlatego że wpadł mi w oko komentarz, w którym ktoś też powołał się na postać Martina i tym sposobem trafiłem na notkę niejakiego Rolexa. Pobieżnie przeleciałem tekst, który jest stekiem rojeń jakiegoś paranoika, sprawiającym wrażenie napisanego "na duś", ale nie o sprawy "doczesne" mi chodzi, ani o styl, tylko o jedną frazę z tej notki, którą teraz pozwolę sobie zacytować:

Generalnie, uważam całą tę muzyczną pop-kulturę za niezły numer filutów i lichwiarzy, i w związku z tym podejrzeniem miewam pomysły obrazoburcze (dla fanów). Dla przykładu kompletnie nie wierze w autorstwo większej części materiału muzycznego przypisywanego najsłynniejszemu boysbandowi XX wieku, a więc the Beatles. Moim zdaniem tym autorem (przynajmniej od płyty „Help!”) był zawodowy muzyk George Martin, co tłumaczy formę klasycznego walca angielskiego w „She’s Leaving Home” i wiele, wiele innych „klasycyzmów”. Umówmy się: chłopaki z Liverpoolu, z akcentem porównywalnym (przekładając na nasze lingwistyczne realia) z naszymi Hanysami (z całym szacunkiem) mogli w szóstym dziesięcioleciu dwudziestego wieku w Londynie na budowie robić, a nie płyty nagrywać.

Gdy czytam coś takiego, to pierwsza myśl jaka mi przychodzi do głowy jest taka, że przeciez nie musiałem tego czytać i po co mi to było. Druga, jaka mi się po głowie kołacze to ta, że z bliżej mi nieznanych powodów niektórzy czują silną potrzebę wypowiadania się na tematy, o których nie mają nawet bladego pojęcia. Trzecia zaś i być może w kontekście tego Rolexa najważniejsza myśl to ta, że gdy komuś odbije, to to "odbicie" w jednej dziedzinie jakoś odziaływuje na całokształt myślenia i w efekcie facet z  równą "swadą" może pisać o "winie Tuska" w konteście "zamachu" jak i "zasługach" George Martina w kontekście twórczości Beatlesów.

Bardzo trudno przekonac zwolenników zamachu, że nie miał on miejsca i równie trudno zapewne wytlumaczyć głuptaskowi, że zdolność do  komponowania przebojów w bardzo małym stopniu zależy od akcentu, którym posługuje się kompozytor. Pan Rolex, wspominając o akcencie Beatlesów strzelił sobie w stopę, ponieważ we wspomnianym na początku filmie o G.Martinie on sam wspomina, że musiał bardzo się starać, żeby towarzystwo nie poznało po akcencie jego prawdziwego pochodzenia, bo dość łatwo zdradzał, że nie pochodzi ze szlachty brytyjskiej. Na szczęscie akcent nie przeszkodził królowej we wręczeniu Orderu Imperium zarówno Beatlesom, jak i G.Martinowi i zapewniam pana Rolexa, że jemu to nie grozi, choćby nawet rozbił na stałe namiot przed pałacem Buckingham  i zamieszkał w nim razem z dwoma innym blogerami, żywiąc się golonką, zamiast jak inni rodacy, wyłapywać ryby z tamtejszych stawów.

Jest jeszcze jeden zabawny akcent tej historii, tym razem ekonomiczny. Otóż z filmu dowiedziałem się, że w czasach, gdy Martin nagrywal Beatlesów, jego tygodniowe uposażenie wynosiło 10 GBP i to już wtedy, gdy został dyrektorem Parlophone, a nie szeregowym inżynierem dźwięku. Wyraźnie zaznaczył, że finansowo na Bealtesach się nie dorobil, a co najwyzej zyskał sławę, która potem pomogła mu rozwijać własną dzialność biznesową.

Jeśli więc- jak twiedzi Rolex - byłby twórcą większości repertuaru Beatlesów, to zapewne zatrzegłby sobie (nawet w jakiejś tajnej klauzuli) odpowiedni procent udziałów, a jakoś tego nie zrobił, skoro potem musiał ciężko pracować, żeby wyjść na swoje. Był idiotą? Nic na to nie wskazuje. Ale czy można tym mianem obdarzyć kogoś, kto przypisuje mu zasługi, o których nawet na łożu śmierci nie wspomniał?

Proszę sobie odpowiedzieć na to pytanie we własnym zakresie.

No ale to szczegół, bo największy problem z takimi Rolexami jest taki, że jak już nauczą się pisać bez błędów ortograficznych i gramatycznych w co drugim zdaniu, to "kreują się" na bywalców salonów, których razi akcent prostaczków z Liverpoolu.

Żenada? Mało powiedziane - to raczej dowód na tezę postawioną w mojej ostatniej notce, że blogosfera nie ma praktycznie żadnego znaczenia. Bo jak może mieć, skoro z jednej strony występuje londyński Rolex, a z drugiej katowicki Golonka?

Cóż, mogłem przecież tego nie czytać, ale teraz jest już za późno.

A dla zainteresowych link na film, o którym wspominam i który właśnie pokazał u nas kanał Sundance:

Eustachiusz T.

 

za uszami
O mnie za uszami

Znam się na tym i na owym też.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura